środa, 7 września 2016

Co z tym gotowaniem?



               Zauważyłam, że ostatnio zrobiłam się wyjątkowo marudna w kwestii gotowania. Nie mam na myśli samej czynności tylko wybór tego co ugotuję. Z jednej strony chce się zrobić coś szybko i jak najmniejszym nakładem pracy a z drugiej zrobić tak aby było to danie niecodzienne i inne( przeważnie oznacza to iż jest również czasochłonne ).
              Ciekawe czy gdybym na obiad przez tydzień podawała szklankę wody to czy czułabym się usatysfakcjonowana? Satysfakcja może pojawiać się w różnych sytuacjach a w tej chwili woda jest bardzo na czasie. Jak sobie radzili prehistoryczni gdy takiej mody nie było? W dodatku pojęcie szklanki też było im obce... zresztą – dlaczego zaczynam od szklanki? Pewnie szkło również było abstrakcyjną . Biedni prehistoryczni ludzie... nic dziwnego, że już nie żyją od tylu lat. 
              Robiąc przeskok wieloooooletni wracam do współczesności i kontynuuję temat gotowania. Jak to jest, że im nazwa potrawy bardziej skomplikowanie brzmi tym danie wydaje się być smaczniejsze ? W dodatku gdy do przepisu dołączone jest ładne zdjęcie to zaczynam nie kontrolować napływu (a raczej wypływu) śliny. Jeśli posiadam chociaż część składników w domowym zaciszu to rzucam wszystko i biegnę do sklepu (nogi same wyrywają mi się do tej czynności gdyż mózg produkuje sugestywne obrazy mojego przyszłego dzieła) by dokupić brakujące. Docieram zziajana z powrotem do domu i biorę się za gotowanie...Kroję, mieszam, szatkuję itp. Pot leje się strumieniami (nie wzięłam prysznica po biegu a ponadto stres z obawy o efekt finalny robi swoje), nakładam na talerz jedzenie drżącymi rękoma starając się by wyglądało to chociaż podobnie do ilustracji... Jest to spory problem gdyż zdolności manualnych u mnie jak na lekarstwo.
             Kiedyś jednak widziałam kiedyś jakiś bardzo znany i drogi obraz który przedstawiał czarny trójkąt na białym tle ( albo odwrotnie ) więc może mój brak zdolności jest zdolnością i niedługo będę opływała w luksusy zarabiając pieniądze na publikowaniu zdjęć moich potraw. Jakieś wystawy, ludzie chcący zapłacić za wiekopomne dzieła przedstawiające np. elegancką fasolkę szparagową w towarzystwie grillowanej cukinii z włoskim sosem pomidorowym, parmigiano reggiano podane w stylu marokańskim z kuskusem ( jak wspomniałam wcześniej – nie ma to jak zachęcająca nazwa ).
            Abstrahując od przyszłych milionów złotych na koncie... próbuję mojej eleganckiej fasoli i.... smakuje jak fasola w sosie pomidorowym z kaszą, wygląda jak fasola w sosie pomidorowym z kaszą( 2 kupki : jedna czerwono – zielona,druga jasna – brak szans na miliony za zdjęcia ) a spędziłam dobrą godzinę szukając przepisu oryginalnego.
           Oczywiście nie zniechęci mnie to do dalszych eksperymentów - kilka rozczarowań nie przesądza przecież sprawy.

sobota, 3 września 2016

Kociarą być




         Kilka dni temu trafiłam na artykuł w którym napisane było, że bycie kociarą to już żaden wstyd ale wprost przeciwnie – nie dość, że nie musimy się tego wspomnianego faktu wstydzić to jeszcze jesteśmy trendy ( artykuł był w gazecie, zdarza mi się jeszcze po takowe sięgać pomimo ewidentnej dominacji internetu ). Jakbym wiedziała to jakieś 8 lat temu to nie miałabym 2 kotów ale co najmniej 4. No ale cóż począć... moje koty są już zbyt dojrzałe na towarzystwo maluchów więc muszę się pogodzić, że jestem kociarą minimalistyczną. Jakby się nad tym głębiej zastanowić to nawet bardzo minimalistyczną ponieważ o mojej kociej fascynacji świadczy tylko posiadanie kotki i kota. Nie mam kubeczków z grafikami tych zwierząt ( nooo.... jeden ), bluzeczek z zabawnymi nadrukami i tekstami odnoszącymi się do bycia dumną właścicielką(czy wielbicielką wg kociej filozofii) ani żadnych innych przejawów tejże ( kociej ) pasji .
        Pasja to rzecz ogólnie ciekawa, wypada, aby każdy jakąś miał a jeśli ktoś nie ma? Oznacza to, że miał ale zgubił czy nie ma w ogóle? Jeśli ktoś coś zgubi to inna osoba najpewniej tą rzecz znajdzie i wypadałoby aby oddała. Pod warunkiem,że jest ona ( zguba oczywiście) podpisana. Widziałam sporo ogłoszeń na najpopularniejszym portalu społecznościowym o treści „znalazłem/am dokumenty/obrączkę” itp. Nigdy nie widziałam, żeby ktoś ogłaszał iż znalazł czyjąś pasję. Wniosek z tego jest prosty: albo gubimy ją na tyle skutecznie, że nie ma już możliwości jej znalezienia(heh... pewnie przez ten brak podpisu) albo po prostu jej nie posiadamy(wolę opcję ze skutecznym zgubieniem ponieważ głupio nie posiadać jej w ogóle).
       Wracając do kotów to moja koteczka na pewno nie dałaby się zgubić – jeśli udałoby mi się to jakimś cudem przypadkowo ( bo gubi się przypadkowo ) to ona na pewno głośno by mi to oznajmiła i już nie byłaby zgubiona. Musicie wiedzieć, że ona jest rasy bengalskiej i jest BARDZO głośna. Jeśli kiedyś czytaliście, że bengale lubią rozmawiać to prawda ale w wersji light. Bengale mówią nawet wtedy, kiedy się nie pyta ich o zdanie oraz uwielbiają prowadzić monologi. Drugi kot jest zdecydowanie cichszy...może dlatego, że nie potrafi dobrze miauczeć – jednak stare przysłowia sprawdzają się do dzisiaj ponieważ ewidentnie przeciwieństwa się przyciągają. 
     Podążając tropem mądrości ludowej:jeśli będziemy niemili to powinniśmy spotkać kogoś miłego. Ewentualnie można być miłą osobą i siedzieć w domu nie narażając się na spotkania z tymi niesympatycznymi. Jest to jakiś patent chociaż są takie ładne dni, że nie polecam. Wychodźmy więc na zewnątrz ciesząc się słońcem i uciekajmy przed ludźmi! Połączenie przyjemnego ( nie przyciągamy złośliwych osób ) z pożytecznym. Pożyteczne to uprawianie joggingu - jesteśmy podwójnie trendy gdyż biegamy i posiadamy koty. Tym optymistycznym akcentem kończę na dzisiaj. Pamiętajcie – biegajcie i posiadajcie koty!